Ostatnie wiadomości

Strony: 1 ... 4 5 [6] 7 8 ... 10
51
Opowiadania / Tańec ze śmiercią
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Luckie dnia Wrzesień 08, 2013, 15:58:00 »
To opowiadanie to jedno z pierwszych naszych napisanych wspólnie. Życzymy milego czytania :)

Paula czaila sie wkrzakach, miala nadzieje ze tej nocy zdarzy sie cud i upoluje wreszcie pierwszego potwora o ludzkej twarzy.
                Siedzila tak na trawie i patrzyla przed siebie. Zakrztusila sie gdy zobaczyla greckego boga ktory jakby znikad pojawil sie na plazy. Byl ubrany na czarno, tylko jego blada jak mleko cera dwala szanse na dostrzezenie go w ciemnosc. Chlopak spacerowal w ta i z powrotem , byl tak zajety mysleniem ze nawet nie zauwazyl Pauli, nie wiedzial jak bardzo zagrozone jest jego zycie. Byl zly. Mial ochote krzyczec ale nie mial odwagi tego zrobic bo bal sie ze ktos go uslyszy. Byl martwy od 300 lat, przywykna do tego ze musi konsac ludzi ale nie zamierzal wypijac z nich wszystkiego. Nie chcial ich zabijac wkoncu kiedys sam byl czlowiekem. Ale czlonkowie jego klanu go nie rozumieli. 'Kurwa, nawet nie probowali zrozumiec' - pomyslal. Paula chciala podejsc blizej, ale narobila tylko halasu, Luc ją uslyszal, mial w koncu sluch nietoperza, ale jednak nie dal po sobie tego poznac. Nie zwrocil nawet uwagi na Pauline. A ona nieswiadoma podchodzila blizej-kto tu jest?-zapytal niespokojny martwil sie ze to ktos z jego klanu, ale oni raczej poruszali sie bezszelestnie.
-Pokaz sie - krzykna - kim kolwiek jestes! - zmarszczyl swoje czarne brwi. Dostrzegl skradajaca sie dziewczyne, miala kolek. 'Sietnie niech ta pogromczyni mnie zabije' blagal w myslach. A ona stanela tuz za nim nieswiadoma ze on wie o jej obecnosc. Wiedzial ze jest swierza, ze poluje pierwszy raz. Odkrecil sie
- celujac w plecy mnie nie zabijesz - oswiatczyl - musisz celowac w serce, w tedy zostanie ze mnie szkelet ktory po paru minutach obroci sie w proch. Spojrzala na niego zdziwiona
-dlaczego udawales ze mnie nie slyszysz?-zaczela i spojrzala w jego lekko przekrwione lecz cudowne i ciemne oczy-i dlaczego mowisz mi co mam robic zamiast uciekac?
- Po co mam uciekac - jego twarz przeszywal smutek. Paula byla zaskoczona on nie wygladal na bezwglednego potwora. Nie wiedziala co ma robic, przytulic go czy zabic, mial byc jej pierwszym, a moze najpierw powinna zdobyc jego zaufanie?
-Czemu jestes smutny, przeciez mozesz tak wiele. Nie to co ludzie...-spojrzala na ziemie i zaczela delikatnie kopac kamyk
-my nie mozemy nic.. nawet nie wiesz ile bym dal zeby cofnac czas do tego gdy nic nie moglem - mrukna patrzac jak kopnienty przez nia kamyk toczy sie pod jego nogi - my mozemy wiele ale nie ma nic za nic musimy zabijac zeby zyc - nie wiedzial czemu mowienie jej o tym przychodzilo mu z taka latwoscia - a ja nie chce zabijac.
-ja mialam cie zabic-patrzyla na niego, nie spuszczala wzroku z jego oczu-mialam taki zamiar, ale nie umiem -mowila z latwoscia, juz sie niebala. Ostatnie zdanie ja uspokoilo. Luc byl od niej duzo wiekszy i silniejszy mogl ja zabic jednym ruchem ale on nie chcial zabijac. Spojrzal w jej oczy byly piekne, koloru błękitnego. Jej twarz byla rownie piekna. Kasztanowe wlosy i delikatne rysy. Jej cialo mialo figlarny ksztalt, piekny kobiecy sexowny. Byla cudowna. Czul zapach jej soczystej krwi, byl bardzo glodny, ale nie chcial jej gryźć. Polozyl reke na jej biodrze i spojrzal glebiej w jej oczy
-jestes piekna-powiedzial nagle, sam nie wiedzial czemu. Nie chcial mowic tego na glos, mowil to tylko w myslach. Troche zaniepokojony czekal na reakcje dziewczyny Paula usmiechnela sie, ten komplement byl przyjemny. Zaskoczyl ja. On rowniez byl nieziesko przystojny. Pokrecila glowa to mogly byc jakies wampirze sztoczki, ona tu topi sie w pod wplywem jego spojrzenia slow i dotyku a on moze jej nagle ja zatkowac
- dziekuje to mile - powiedziala chlodno
. -czuje twoj niepokoj, nie skrzywdze Cie. Nie masz powodow do strachu-Luc czul tą niepewnosc, widzial ze Paula walczy sama ze soba. Wiedziala ze wampir nie chce jej skrzywdzic, ale jednak bala sie ze sie myli i chce tak jak ona zdobyc zaufanie. poczul obecnosc osoby trzeciej smiertenika ale do konca.. kolejny lowca? Spojrzal na dziewczyne pytajaco
- nie jestes sama - szepna z bolem i znikna tak samo nagle jak sie pojawil. Chlopak byl zawiedziony, myslal ze moze jej sie wygadac, porozmawiac z nia , a ona nie byla sama. Dziewczyna za to byla wsciekla na osobe ktora zaklocila jej spotkanie z pierwszym wampirem. Spodobal jej sie, nie chcial jej skrzywdzic, ani ona go. W kilka sekund stracila cale jego zaufanie. Pojawil sie w domu swojego klanu byl wsciekly i zawiedziony. Zaufal jej! Powiedzial ze woli umrzec niz grysc teraz bedzie celem wszystkich lowcow. Wszedl do salonu byli tam wszyscy, jakies zebranie o ktorym nie wiedzial?
-A co sie tu dzieje-spytal przechodzac przez prog, wszyscy zamilkli jednoczesnie, rozmawiali o nim? Moze chcieli wyrzucic go z klanu? Przeciez nie byl taki jak oni. Nie chcial zabijac. Nic siedzimy rozmawiamy - powiedzial jego niby przyjaciel - A ty gdzie sie szlajales zabiles kogos wrescie - pytal a Luc nie wiedzial co powiedziec. Patrzyl na niego - nie i nie zabije - powiedzial wkoncu - musimy troche przystopowac z conocnym gryzieniem spotkalem lowce. Wiesz co Luck - powiedzial jeden z wampirow specjalnie zle wypowiadajac jego imie - wszyscy jednoglosnie stwierdzilismy ze nie pasujesz do naszego klamu. Spakuj sie i wynosi. I co ja mam teraz zrobic?-oparl sie o sciane i nie wiedzial czemu ale lza zakrecila mu sie w oku.-nie mozecie mnie od tak wyrzucic, tylko przez to ze nie jestem taki jak wy! byli nie wzruszeni teleportowal sie na gore i z pakowal. Pierwsze miejsce ktore wpadlo mu do glowy w ktorym mogl by zamieszkac byl jego dworek w ktorym mieszkal przed smiercia. Spojrzal na walske, jak sie zamieni w nietoperza to jej nie uniesie zostala mu teleportacja. Nie minela sekunda gdy znalazl sie na miejscu. Przygnebil go wyglad posiadlosc. Trawnik zarusl, w posarzalej fenntanie osiadly glony. Sam budynek stracil swoj dawny blask. Odpadal z niego tynk. Dach wydawal sie caly szyby w oknach tez. Wszedl po zbutwialych deskach na ganek i otorzyl zniszczone od deszczu i zimna drzwi.

 Przechodzil drozka przez ogrod i rwal trawe ktora byla juz prawie rowna z nim. Szedl i przypominal sobie czasy jeszcze za zycia, wyobrazal sobie dzieci ktorych nigdy nie mial. Przysiadl na kamieniu i schowal twarz w dlonie. Kilka lez splynelo mu po policzku, ' ta kurwa zniszczyla mi cale zycie' Odgobil wizje swojej niedoszlej zony. Zlecila jego zabicie, kazala go zamordowac zeby byc ze swoim hrabia. Ta mysli przywolala niechciane wslomnienia: To byl upalny dzien, wyciagnela go nad rzeke. Smiala sie i firtowala z nim jakby nigdy nic Odeszla na chwile powiedziala ze musi zadzwonic, a z krzakow wyskoczylo trzech facetow, wygladali na bardzo silnych. Dwoch z nich zlapalo go a trzeci bil go drewnianym kijem. Gdy Luc nie mogl juz stac o wlasnych silach zaczeli go kopac. Kilka ciosow otrzymal w glowe, to sprawilo ze dostal wstrzasu mozgu. Lezal na ziemi jeszcze oddychal ale sie nie ruszal, podniesli go i wrzucili do rzeki Obudzil sie na drugi dzien stal nad nim mezczyzna, nekromanta - gdzie ja jestem? - zapytal Luc glowa mu pekala - kim ty jestes? Mezczyzna przygladal mu sie rozcia swoje rami i przystawil mu do ust - pij chlopcze. Dlaczego mam pic twoja krew?-spytal zaskoczony, nie wiedzial nawet ze juz nie zyje-kim ty jestes?-powtorzyl pytanie. I spojrzal na swoje dlonie byly bardzo jasne i chlodne, cale cialo takie bylo jesli chcesz przezyc musisz pic krew - powiedzial nieznajomy - nazywam sie Eryk i jestem nekromanta, zwrocilem ci zycie wiedzialem ze brutanie ci je odebrano - mowil. Ale Luc patrzyl na niego zaskoczony, zapach krwi uderzyl mu do nozdrzy. Poczul potworny bol dziasel dotkna w tym miejscu poczul ostre wilcze kly. Ci to ma byc?-wstal oburzony-dlaczego ja mam kly jak wampir? Przeciez one nie istnieja-a jednak istnialy, istnialo tez wiele innych stworzen, ktore zyly po smierci. Wampiry, lisze, zombie, sukuby - wymienial - i wiele innych istot to my nekromaci decydujemy kto kim sie stanie po smierci czy moze poprostu zginije w ziemi - mowil spokojnie - ty zmienisz swiat nieumarlych Luc, a teraz pij chlopcze. Luc, zaczal pic i zastanawial co znaczyly slowa ktore wypowiedzial Eryk, jak to mial zmienic swiat, byl tylko jednym mezczyzna, jedna osoba nie moze zmienic zbyt wiele. Wlasciwie teraz byl wampirem, wszystko mialo sie zmienic. Oderwal sie od rany mezczyzny gdy poczul ze glod mina mezczyzna usmiechna sie do niego - juz masz kontrole nad glodem choc jestes wampirem pol godziny - oznajmil i wstal pokarze ci jak zyc.        Luc wyrwal sie z rak wspomnieni i spojrzal na posiadlosc to doskonale miejsce na storzenie klanu dla roznych rodziajow nieumarlych. Bedzie mogl wprowadzic wlasne zasady nie bedzie musial bac sie ze znow zostanie odtracony spowodu nie checi do zabijania. Wstal i podarzyl do domu mial plan i chcial go ziscic. 
52
O wszystkim i o niczym / Odp: Przedstaw sie!
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Luckie dnia Wrzesień 08, 2013, 15:46:59 »
Witamy mozesz wiec sie z nami nimi podzielic w innej tworczosc? :)
53
O wszystkim i o niczym / Odp: Przedstaw sie!
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Kwasji dnia Wrzesień 08, 2013, 15:39:22 »
Ja jestam Mateusz mam osiemnaście lat  nie umiem pisać opowiadań ale straram się twożyć kawałki rapowe
54
Uwagi / Co wam sie nie podoba na forum?
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Luckie dnia Wrzesień 08, 2013, 14:21:36 »
Proste pytanie i oczekuje prostych od powiedzi. Co wam sie u nas nie podoba?
55
Uwagi / Co wam sie podoba na forum?
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Luckie dnia Wrzesień 08, 2013, 14:21:00 »
Proste pytanie i oczekuje prostych od powiedzi. Co wam sie u nas podoba?
56
Wiersze / Wiersze by Luckie
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Luckie dnia Wrzesień 08, 2013, 13:40:43 »
Ciemność - niczym nicość okalajaca mnie i ciebie,
Nie pozorna a przyniesie nam zgubienie,
Taka niby skromna, cicha,
Snem nas mami, by pochwili życia nas pozbawić,
Już na zawsze bedzie ona,
Jako kochanka, siostra, żona.


Moj pierwszy wiersz który chciałbym wam pokazać, nieco krotki nie długo wrzuce coś dłuższego.
Pozdrawiam `Luckie
57
Opowiadania / W korowodzie zdarzeń
« Ostatnia wiadomość wysłana przez AniolekLuckiego dnia Wrzesień 08, 2013, 13:04:08 »
witajcie, pojawilo sie już pierwsze opowiadanko. Wiec ja też postanowiłam coś wstawić.






Dziewczyna, na pierwszy rzut oka normalna , nie miejaca wiekszych problemow . Usmiechnieta , wyglądaloby ze niebrakuje jej niczego. Na imie jej Ameliaa. Ale czy wszystko jest tak jak mogloby sie wydawac ? Moze poprostu dobrze sie maskuje .
Byl pazdziernik , moje urodziny . Mialam wlasnie isc do szkoly . Od rana w domu byli znajomi rodzicow, chcialam znalezc mame ale niestety juz nic do niej nie docieralo . Wyszlam do szkoly szybciej niz zwykle . Wybieglam z klatki . Nie chcialam isc do szkoly, usiadlam na lawce przy bloku. W deszczu nie bylo widac moich łez . Wstalam , otarlam lzy i pobieglam do starego domu gdzie Damian zawsze spotykal sie ze znajomymi - Damian to moj brat.
Wpadlam do srodka. Rozejzalam sie po pomieszczeniu , nigdzie go nie bylo , ale wzrokiem znalazlam Lysego i Duśke , podbieglam ,
- gdzie Damian do cholery ? -krzyknęlam przestraszona, byl dla mnie wszystkim.
-Ami uspokoj sie , jest w łazience - odpowiedziala uspokajając mnie Magda.
- Jak mam byc spokojna , skoro nie wrocil do domu i nie odbierał !
- Łysy idz po Damzi'ego, a ty mala siadaj i mow co sie stalo ze jestes taka roztrzesiona
. Zabardzo nie chcialam z nia rozmawiac , nie ufalam jej , mimo ze to dziewczyna mojego brata . Siedzialam cicho i patrzylam sie w podloge . Magda wyjęła z pudelka strzykawke-bylo widac ze byla juz uzywana-z innego kartonika wyciągnęła ampulke z jakims plynem , naciagnela i wkula sobie w zyle.
-Co to ?-spytalam- to bezpieczne ?
- to tylko morfina . Nie zbyt bezpieczne , dlatego trzeba myslec co sie robi-drwiła, miałam 12 lat, skąd miałam wiedzieć co to jest
- nie powinnas tego robic , czy Damian ...-nie chcialam pytac, ale musialam sie upewnic- Damian tez to robi ?
-Nie kochanie , Damian woli proszki . Nie martw sie -powiedziala smiejac sie .
Znowu siedzialam i nic nie mowilam . Łysy przyprowadzil Damiana , wzielam go za reke i wyszlismy przed budynek. Deszcz przestal juz padac. Opowiedzialam mu co sie stalo w domu . Powiedzial zebym nie szla dzis do szkoly , zebym zostala z nim. Konczylam szkole podstawową , zastanawialam sie dosyc dlugo co powinnam zrobic , bylyby to moje pierwsze wagary. Stwierdzilam ze zostane , kiedys musial byc ten pierwszy raz. Wiekszosc poszla po towar - tak powiedzial mi Damian , troche sie balam . Usiadlam gdzies na podlodze w kącie. Wlaczyli muzyke i zaczeli tańczyc . Zaczelam zastanawiac sie co im dają te rozne narkotyki , jak to jest byc w stanie po spozyciu tego bialego proszku , albo po wstrzyknieciu plynu Duśki . W pewnym momencie , przyszedl do mnie Łysy-zawsze zastanawialo mnie dlaczego tak na niego mowia, przeciez mial dlugie włosy. Tak naprawde mial na imie Kamil , zawsze mi sie podobał , ale wiedzialam , ze to nie ma zadnych szans bo ja jestem przeciez tylko dzieckiem ..
- czemu siedzisz tu tak sama? - spytal siadajac obok
- nie chce wam psuc zabawy , a widze ze macie dobre humory-odpowiedzialam usmiechajac sie-pozatym nie pasuje do was .
-jak to nie pasujesz ? Jestes poprostu od nas madrzejsza.
Nic nie odpowiedzialam , skulilam sie tylko, bylo mi zimno Nic oprocz dywanow , kocy, poduszek , dwoch stolikow i kilku krzesel nie znajdywalo sie w opuszczonym domu.
-Jest Ci zimno ? - spytal Kamil obejmujac mnie i przytulajac do siebie - moze chcesz moja bluze?
- Troszke jest zimno , ale nie przejmuj sie mna -powiedzialam obojetnie. Kamil zdjął swoja bluze i otulil mnie nia .
-Masz moze szluga ? Cala sie trzese.-byłam zdenerwowana, cala sytuacja w domu, każda chwila spędzona w nim przytlaczało mnie to cotaz bardziej.
- nie uważasz ze nie powinnaś palić ? nie za mloda? -zapytal i spojrzal na mnie .
- nie uwazasz ze nie powinienes cpac ?-odpowiedzialam zlosliwie i po chwili ciszy spytalam ponownie- masz tego szluga ?
-No mam , ale moze wyjdziemy na zewnatrz i pojdziemy sie przejsc -mowil podajac mi reke zebym wstala- nie chce zebys tu siedziala , to nie jest dla Ciebie dobre miejsce.
-hmmm , no dobrze - odpowiedzialam nie chetnie , bo o czym ja moge z nim rozmawiac ? Balam sie troche, ale postanowilam ze pojde z nim. Wyszlismy na zewnatrz , powietrze po deszczu bylo swieze i zrobilo sie cieplo mimo ze byl pazdziernik . Oparlam sie o drewniany podest przylegajacy do jednej ze scian . Kamil stana na przeciwko mnie i poczestowal papierosem .
-dziekuje - powiedzialam i znowu nastala cisza . Rece strasznie mi sie trzesly. Tak mocno ze nie moglam go przypalic .
- mala , co ci ? - spytal od razu- czemu sie tak trzesiesz?
-wiesz , nie palilam od wczoraj , a teraz jest 12- odpowiedzialam zlosliwie.
-dobra rozumiem - odpowiedzial speszony- nie musisz dla mnie taka byc , ja z nich wszystkich cpam najmniej..
- taka ? -spytalam zdziwiona - to znaczy jaka ?
-taka oschla i chlodna - spojrzal mi w oczy i przysunal sie blizej-wiesz, chce dla ciebie dobrze , nie powinnas tu przychodzic.
-dlaczego ?- spojrzalam na papierosa- Damian moze , jemu nie zabraniacie . Byliscie w moim wieku jak przyszliscie tu pierwszy raz.
- dlatego wlasnie chce Cie chronic - zlapal mnie za reke- nie widzisz co sie z nami dzieje ?
- kamil przestan , ja nie bede uciekac w narkotyki , wystarczy mi jeden nalog- podwinelam rekaw i pokazalam mu nadgarstek- widzisz ? Musze z tym w końcu skonczyc! - krzyknelam . Podszedl do mnie i przytulil mnie
- mala spokojnie - wtulilam sie w jego ramiona , bylo mi w nich dobrze jak nigdzie indziej. Spojrzalam na niego
- dziekuje , ale to nie bylo konieczne - odepchnelam go od siebie - jestem od Ciebie duzo mlodsza , mam 12 lat a ty 16. - sposcilam wzrok.  Kamil juz dawno mi sie podobal no ale balam sie ze cztery lata , to zbyt duza różnica wieku
-przeciez wiek to tylko liczba-usiadl na podescie obok mnie . Nie chcialam tego, nie chcialam byc z kims takim . Po za tym 12 lat to nie jest odpowiedni wiek do tego by byc w zwiazku.
-mozemy juz wrocic ?-spytalam , nie chcialam byc z nim sam na sam. z każdym słowem przysował sie do mnie blizej. udawałam ze tego nie zauważam.
 Wiedzialam ze zaczyna sie glod. Damian chodzil przygnebiony, taki jak nie on. był poddenerwowany i wszystko go drażniło. Wpadał w furie gdy kończyla mu sie Amfetamina. Za wszelka cene beda chcieli zdobyc cos w rodzajow narkotykow.
- dobrze wroćmy juz -powiedzial troche podnioslym glosem-wydaje mi sie ze sie mnie boisz. Prawda ?
- na jakiej podstawie tak sadzisz ?-spojrzalam na niego, mial racje, ale co mialam mu powiedzieć?
-odpychasz mnie, niechcesz zebym byl blisko Ciebie.
 - nie boję się. Ja poprostu nie chce tego wszystkiego, rozumiesz?
-no tak , tylko dlaczego ? Jestes piekna dziewczyna , wysportowana , a twoja jedyna wada to to ze sie tniesz i nie dajesz sobie pomoc - powiedzial i spojrzal na mnie . Wydawalo mi sie ze byl na mnie zly, zly za to co robie .. Szkoda tylko , ze nie dostrzegal tego co sam robil , ze krzywdzil siebie samego i swoja rodzine. Jego rece byly napuchniete od wkuć.
- chce wracac do Damiana.. - odepchnelam sie od drewnianego podestu i odeszlam.
Usiadłam w kącie z którego zabrał mnie Kamil. Myślałam o tym co mi powiedział. Nie wiedziałam co tak naprawdę miał na myśli. Nie uważałam tego na serio. Mówił ze mu się podobam, ze chciałby być ze mną. Ale ja tego nie chcialam, moze gdyby sie zmienil i przestal ćpać moze dalabym mu szanse.


Ameliaa przestala chodzic do szkoly, codziennie przesiadywala godzinami w melinie ze swoim bratem i jego znajomymi. Byla coraz blizej nalogu. Kamil i Duśka namamiali ją do zrobienia sobie zastrzyku , ale ona wiedziala ze nie mozna tak. Kamil caly czas ją podrywal , a ona zaczela mu ulegac. Pocalowal ją, zalowala tego ale nie odepchnela go. Damian popadal w coraz gorszy nałóg, bala sie o niego, blagala zeby przestal, ale on jej wcale nie sluchal. Nie myslal juz racjonalnie , narkotyki wyniszczaly mu mozg z kazdym dniem coraz bardziej. Bala sie ze go straci , nie chciala zostac znow sama. Pewnego dnia , siedziala sama w pomieszczeniu, wszyscy poszli szukac jedzenia , a Damian z Magda poszli do niej. Zobaczyla ze na stoliku lezy dowod kamila i rozsypany proszek. Ulozyla z niego kreske, chciala sprawdzic czy ten proszek cos zmieni. Ale sie powstrzymala, dmuchnela w kreske i wszystko spadlo na dosyć zniszczone panele.
Zabralam wszystkie strzykawki i kartonik z ampolkami , schowalam go w szczelinie w podlodze pod dywanem i wtedy wszedl Kamil.
-Mała , co robisz ?-zapytal, dodał te swoje 'mała' to juz zrobiło sie nudne, nigdy nie powiedzial o mnie po imieniu. Podszedl do mnie
-wyjmij to-powiedział krótko i ukucnąl przy mnie.
 - nie beda ćpac , Damian juz ledwo zyje !-krzyczalam.
-uspokoj sie , jak to zrobisz to beda na głodzie i to im bardzo zaszkodzi- zlapal mnie za ramie . Wyjelam ampulki i rzucilam je z calej sily na podloge, pekly.
- nie zaszkodzi, oni sami sobie szkodza. Powinni przestać-patrzylam na wylewajacy sie plyn.. Nastala cisza, a Kamil wyszedl , wrecz wypadł z budynku. Sprzatnęłam szklo i wynioslam je na łąkę. Nie wrocilam juz do srodka, bo wiedzialam, ze jak wroca to beda na mnie wsciekli. Pobieglam do domu, chcialam zobaczyc co u rodzicow. I chcialam zjesc cos normalnego, a nie tylko suche bulki, albo chleb. Gdy wrocilam do domu zastalam to co zwykle. Na podlodze walały sie butelki po roznego rodzaju alkoholu. Nawet nie poszlam przywitac sie z rodzicami, zajzalam tylko do kuchni zobaczyc co jest w lodowce. Znalazlam kilka butelek piwa a obok nich byly jeszcze kotlety z wczoraj i makaron. Odgrzalam sobie i zjadlam.
Zjadlam szybko w kuchni, jeszcze takie gorące. Zmylam talerz i pobieglam do swojego pokoju. Gdy przeszlam przez prog poczulam straszny odór, jak by cos zdechlo, tak naprawde to był zapach alkoholu zmieszany z dymem papierosowym. wszystkie moje rzeczy, ubania byly przesiąkniętem tym niezbyt miłym zapacem.  Otworzylam od razu okno i usiadlam na parapecie. W ramie okna byla schowana zyletka. Wzielam ja do reki i spojrzalam na nadgarstek. Ujrzalam tam blizny, kazda z nich przypominala mi powod. To przez co sie okaleczalam. Tym powodem, byl moj ojciec, jego chore zachowania w stosonku do mnie, mamy i w stosunku do chlopakow. Do jedenastego roku zycia bylam jego oczkiem w glowie. Gdy poprosilam zeby nie pil, to nie pil przez dluzszy czas. Ale wtedy to sie zmienilo. Pamietam ten przeklety wieczor, pamietam wszystko. To byl jakis deszczowy, wlasciwie to burzowy dzien wrzesnia, mama pojechala na szkolenie. Siedzialam na parapecie i patrzylam jak krople deszczu splywaja po oknie jak lzy, jakby wiedzialy ze mialo wydazyc sie cos strasznego. Tata wszedl do mojego pokoju i kazal mi sie polozyc juz do lozka-fakt bylo juz pozno. Zrobilam tak jak prosil, usiadl obok i zaczal glaskac mnie po glowce, wplatal palce w moje wlosy. Nie wydawalo mi sie to dziwne, bo z mama robili to czesto.
-nie boj sie kochanie-powiedzial cicho i zaczal masowac mi plecy-tak poprostu trzeba. Nic nie odpowiedzialam lezalam spokojnie, nie wiedzialam wtedy co zamierzal zrobic. Nie wiedzialam ze to bylo zle, nie wiedzialam co mi tak naprawde robil. Lezalam na brzuchu, bo zawsze tak zasypiam.
Rozchylil delikatnie moje uda i polozyl sie przy mnie, zaczal delikatnie masowac moja noge. Nie balam sie wtedy tego, nic o tym nie wiedzialam. Lezalam nadal na brzuchu, zaczal jedna reka dotykac moich posladkow a druga podwinal mi koszulke
 -co robisz? -spytalam spokojnie.
-kochanie nie boj sie-poczulam jego cieply oddech na moim karku-tatus tak musi, to nic zlego.
-ale dlaczego? -bylam taka glupia i nieswiadoma.
-kazdy tata musi sprawdzic corke, jak rosnie i jak sie rozwija-odpowiedzial. Nie odezwalam sie, bo co ja moglam mu powiedziec.. Polozyl dlon na mojej piersi i zaczal ja ugniatac, dluga reka zdejmowal mi spodenki od piżamy. Przestraszylam sie wtedy.
-ale ja nie chce-zlapalam go za dlon.
-Misia, tatus tak musi-brnął w to dalej. Puscilam jego reke . Wlozyl reke pod moje majtki i zaczął 'badac' palcem wszystko.



~AniolekLuckigo
58
Opowiadania / Niepokonani
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Guniusia dnia Wrzesień 08, 2013, 11:37:35 »
Postanowiłam wstawić coś swojego, te opowiadanie powstało nie dawno, życze miłego czytania :)

 „NIEPOKONANI”

 ROZDZIAŁ PIERWSZY
 - POCZĄTEK PROBLEMÓW -

 Piękny Lipcowy poranek, niebo było czyste, ptaki śpiewały swą najpiękniejszą pieśni. Przyjemny wietrzyk, falował wesoło gałązkami drzew. Na polu kukurydzy zebrały się sroki, przeganiały je bawiące się w tym labiryncie dzieci. To wszystko wyglądało tak normalnie, tak pięknie, że nie było mowy żeby, choć na chwilę nie spojrzeć na ich uśmiechnięte twarze. Pola Szopy ciągnęły się przez cały Anielew - gość wykupił wszystkie walnę działki rolne w całej okolicy. Teraz nawet nie wielka kurza ferma należała do niego. Szłam przed siebie, oglądając się na boki, po swojej prawej miałam pustą łąkę, która była najszybszą drogą nad rzekę. Po lewej parkan a zanim nie wielki sad, który nie posiadał właściciela. Jeszcze dalej za parkanem była spora górka, którą dla dzieci zrobili dorośli. W zimę służyła nam do zjeżdżania na sankach, latem drzewa dokoła niej dawały niezmiernie przyjemny chłód. Przy wejściu na teren, na którym się znajdowała, był wjazd na bloki. Gdy szło się dalej można było znaleźć siłownie – zrobioną przez moich dwóch braci i ich kolegów, w starym budynku po dentyście, który od lat stał pusty. Boisko do piłki nożnej i siatkówki zostało zbudowane przez syna Szopy, zaraz po tym jak chłopaki otworzyli siłownie. Firma budowlana Master-pol, odnowiła cały budynek, równie charytatywnie, co powstałe dokoła ogrodzenie zrobione przez pobliskiego stolarza. Prąd i woda zostały przeciągnięte do budynku z fermy. Można powiedzieć, że odkąd ferma została wykupiona, przez Szopiaków, młodzież tylko na tym korzysta. Wcześniej nikt się nie interesował czy mamy gdzie spędzać wolny czas, a najbliższe boisko było w Kaczych Dołach przy szkolę. Spojrzałam za siebie, byłam coraz dalej od mojego domu a coraz bliżej mojej przyjaciółki. Nie lubiłam oddalać się od posiadłość moich rodziców, choć miałam prawie siedemnaście lat i weszłam tylko na wieś, czułam lęk, że jak mnie z nimi nie będzie może stać się coś złego. Dla tego właśnie, najczęściej wychodziłam do Marty a raczej po nią. Bardzo często u mnie nocowała, byłyśmy nie rozłączne niemal jak siostry. Jej mama pracowała w Warszawie jako kucharka, tata w Kaczych Dołach jako kierowca szambiarki. Nie przelewało im się i jak była u mnie (Nie raz mi to mówiła), po prostu mogła o tym zapomnieć. Miała jeszcze brata Mariusza, miał osiemnaście lat i ciągle na coś chorował. W moim domu wszystko było inaczej. Tata był znanym wynalazcą i jednym z najbogatszych ludzi w Polsce, mama prowadziła własne biuro detektywistyczne. Bracia, Daniel i Olaf byli bliźniętami. Olaf marzył o krajerze muzycznej, a Daniel chciał pomagać ludziom, zawsze mówił, że pójdzie na studia medyczne. Gdy minęłam sklep mojego chrzestnego, a potem następny Kawki. Byłam zadowolona, że jestem coraz bliżej domu Marty. Spojrzałam na pałac Anny Marii Mazowieckiej, w którym teraz znajdował się dom pomocy społecznej. Szykowany był tam festyn, muzyka grała głośno, a po całym placu plątali się starzy ludzie, których rodzina była tak bezduszna, że ich tam oddała. W Anielewie był jeszcze jeden dom pomocy w lesie przy parku krajobrazowym „Jedlinie”, z tego, co mi mówiła babcia i ojciec kiedyś był to dom dla nie uleczalnie chorych dzieci sławnych ludzi, którzy nie chcieli się z nimi męczyć i ich tam oddali – teraz już wszyscy są tam dorośli. Naprzeciwko pałacu stał równie duży dom, tylko bardziej zaniedbany. Mieścił się w nim fundacja Sławek, dla byłych więźniów, którzy nie mieli gdzie się podziać. Na łące obok pasły się piękne konie a na drugiej krowy i owce, słońce świeciło coraz mocniej. Zaczęłam iść wolniej. W końcu skręciłam na mało uczęszczaną drogę, po której często z Martą spacerowałam. Spojrzałam na garaż Pana Wojtka, często siedziałyśmy na wjeździe do niego. Gdy zamyśliłam się przywołując wspomnienia wczorajszego dnia, dostrzegłam, że ktoś pod nim siedzi. Uśmiechnęłam się. Marta spoglądała w kierunku lasu, nie wiedząc mojej skromnej osoby.
 - Dzień dobry Pani Marto! - Krzyknęłam z drwiną w głosie.
 - Dominika! - Wydarła się, jakby nie widziała mnie, co najmniej rok. - Cieszę się, że już jesteś... Choć zapytamy się razem czy mogę do Ciebie iść. - Oznajmiła, chwytając mnie za rękę. Byłam od niej nisza i szczuplejsza, moje farbowane na czarno włosy zawiały na wietrzę. Marta spojrzała na mnie z wesołym uśmiechem, jej zielone oczy błyszczały radośnie. - Farbowałaś się wczoraj? - To było bardziej stwierdzenie niż pytanie, ale doskonale wiedziałam, o co jej chodzi. Obiecałam jej, że wrócę do naturalnych – rudych włosów. Ale ja po prostu nienawidzę rudego koloru! Posłałam jej spojrzenie niewiniątka i powiedziałam:
 - Wiesz, że rudę włosy to dla mnie terror. - Tłumaczyłam, idąc tuż koło niej. - Tyle czasu namawiałam ojca żeby mi pozwolił je przefarbować, że teraz muszę korzystać z tego przywileju. Wiesz, dopóki mu się nie odwidzi. - Spojrzałam na nią, a ona uśmiechnęła się rozbrajająco. Jej mama siedziała w ogródku, nigdzie nie było samochodu, więc domyśliłam się, że jej ojca nie ma w domu.
 - Dzień dobry! - Krzyknęłam, może to głupie, ale lubiłam to mówić. Pani Agata posłała mi ciepły uśmiech.
 - Dzień dobry Dominiko. - Powiedziała. - Co tam słychać?
 - Wszystko dobrze, ojciec zamkną się w swojej pracowni i coś tam tworzy. - Zaczęłam tłumaczyć. - Mama prowadzi jakąś nową sprawę, a bracie męczą nowych sąsiadów swoją twórczością.
 - Czyli po staremu. - Zawtórowała Marta. - Mamo, mamy prośbę.
 - Kiedy wrócisz? - Zapytała wyprzedzając nasze pytanie, nie mogłam przestać się uśmiechać.
 - Wieczorem, po pidżamę. - Odparła. - No wiesz obiecałyśmy Dominiki babci, że pomalujemy ławkę na ogrodzie, a potem za pewne z chłopakami rozpalimy ognisko i w dźwięk gitary, będziemy sobie opowiadać straszne historie, Dominika kupiła świetną książkę „Wielką księga horroru”.
 - Dwa tomy. - Dodałam. - Naprawdę świetne.
 - To może weź pidżamę od razu i ubranie na zmianę, znając twój talent te, co masz na sobie na pewno będzie całe w farbie. - Zaproponowała jej mama wstając z leżaka. Uśmiechnęłam się do Marty porozumiewawczo. Po czym razem ruszyłyśmy na schody, usiadłam na murku i czekałam aż Marta wejdzie do sirotka.
 - Nie idziesz zemną? - Zapytała mnie ze zdziwioną miną.
 - Daruj.. nie mam ochoty oglądać Mariusza w slipkach. - Kiwnęła tylko głową i weszła do domu. Rozejrzałam się po nie wielkim ogródku. Było w nim pełno pięknych kwiatów – mogę się założyć że moja babcia, poleciała by kupić sobie nasiona takich samych. Choć ma naprawdę w swoim ogrodzę rozmaite gatunki. Rozporowy basen z drabinką stał w rogu, namiot który nie dawno rozłożyłyśmy stał w cieniu jabłoni. Pod ścianą stał jeszcze stolik z krzesłami i grillem. Marta wyszła po dziesięciu minutach z białą torbą, którą dostała ode mnie na urodziny, miała w niej zapewne kosmetyki i ubrania. Spojrzałam na nią przekręcając oczami, a ona wyszczerzyła do mnie żółte zęby.
 Przegnałyśmy się z panią Agatą i ruszyliśmy przed siebie, słońce prażyło coraz mocniej. Przez dłuższą chwilę milczałyśmy, naglę obok nas przejechał jak szalony jakiś samochód. Spojrzałam zniesmaczona na Martę, która domyślała się, co zaraz powiem.
 - Gdzie temu debilowi tak spieszy?! - Krzyknęłam, Marta wybuchła śmiechem. Kierowca musiał zawróci na zakręcie prowadzącym do jedliny, bo po chwili znów samochód się pojawił obok nas. Tym razem jechał wolniej. Pulchny mężczyzna przyjrzał mi się przez uchyloną szybę.
 - Czy to możliwe, że cię usłyszał? - Szepnęła do mnie lekko przestraszona jego miną Marta. - Boję się, że oni nie mają dobrych zamiarów. - Dodała na widok dwóch goryli siedzących z tyłu, no pięknie. Przyspieszyłyśmy, ale samochód podjechał dalej mężczyźni siedzący z tłu wysiedli i stanęli nam na drodze. Przełknęłam ślinę, byłam szczerze niesamowicie przestraszona.
 - Pójdziecie z nami. - Oznajmił nam jeden z nich. Pokręciłam nie zgadzając się z nim głową.
 - Sorry ale trochę nam się spieszy. - Rzuciłam próbując go ominąć, moje próby poszły nadaremne złapał mnie za ramię i wrzucił jak szmacianą lalkę do samochodu, to samo zrobili z Martą. Gdy sami władowali się do samochodu, kierowca odwrócił się do nas i posłał nam niewróżący nic dobrego uśmiech.
59
Wiersze / Wiersz o życiu.
« Ostatnia wiadomość wysłana przez AniolekLuckiego dnia Wrzesień 08, 2013, 00:23:54 »
Zycie - kazdy postrzega je inaczej.
Dla jednych bezsensowne , a dla drugich zaś piękne.
Choc wiele ludzi podchodzi do niego niechetnie.
Tak naprawde jest jak nić dziergana przez pająka.
Dlugie , trwale , lecz mozna je szybko przrwac.
Jest kolorowe niczym barwna łąka.
Nikt nie chce od niego oberwac.
Ludzie nie zdaja sobie sprawy ze posiadaja tak wielki skarb.
Nikt nie wie ile tak naprwde jest wart.
Niedocenia swojego zycia.
Kazdy wciaz szuka wnim ukrycia.
Nie chce stanac z nim twarza w twarz.
Probuja je za wszelka cene skrocic.
Zginac i juz wiecej nigdy tu nie wrocic.
Zycie jest ciezkie, to prawda, ale to najcenniejszy dar.
Mozemy pedzic, szalec, ale nigdy nie namierzy nas zaden radar.


Ciag Dalszy Nastąpi :D

~ AniołekLuckiego
60
Przeczytaj! / O nas :)
« Ostatnia wiadomość wysłana przez AniolekLuckiego dnia Wrzesień 07, 2013, 18:47:55 »
witajcie Użytkownicy :)
Chcielibyśmy Wam opowiedzieć kilka rzeczy o nas.


Moja przygoda z pisaniem opowiadań zaczęła sie stosunkowo nie dawno , bo mniej więcej 4-5 miesięcy temu. Gdy Luckie pokazal mi swoje opowiadania spobowalam sama cos napisać , ale oczywiscie nie byl on jakis wybitnie dobry. Przed pisaniem opowiadań trudziłam sie wymyślaniem i układaniem rymow do wierszy. Z nimi za tozaczęlo to sie okolo dwa i pól roku temu, gdy moj starszy brat zmarł wtedy zostalam sama i podobie jak u Jeana chęć ucieczki od rzeczywistości skłaniała mnie do pisania . były to głównie wiersze o smierci. Napewno zamieszcze je tutaj gdy tylko znajde zeszyty ze starymi wierszami. Od razu mówie ze nie sa one profesjonalne, ale bede czekała na szczere komentarze, z krytyką negatywną lub pozytywną. Nie wiem czy zmienie to od razu , ale napewno wezme wasze uwagi do siebie i postaram sie coś z tym zrobić.
 
~AniołekLuckiego



Cześć tu Luckie! Ja pisać zaczęlem już dosyć dawno, bo około 7 lat temu. Cała przygoda z z pisaniem zaczęla sie przez problemy rodzinne jakich doświadczam do dziś, chciałem poprostu uciec od rzeczywistości. Uciekałem w kartke i dlugopis, lub notatnik w telefonie. Teraz nie musze tego robić tak często, mam swoje oczko w glowie przy ktorym zapominam o problemach. Pisze opowiadania od baśniowych przez życiowe aż po fantasy. Pisze o magach, upadlych aniolach, elfach, diablach wampirach, postaciach basniowych, ludziach zmienno krztaltnych. Po prostu mam bardzo wybujałą wyobranie. Ale to przecież dobrze. Mam miliony pomysłów na opowiadania, które piszemy z Darianką, niedługo napewno coś wstawimy.

~Luckie




Ogólnie poznaliśmy sie około 7 miesięcy temu i jesteśmy razem już pol roku. Kilka dni wystarczyło zebyśmy zrozumieli jak bardzo sie kochami i jak bardzo jesteśmy sobie niezbędni. teraz nie mozemy wytrzymać bez siebie kilku minut.
Oboje mieliśmy trudne dziecinstwo, trudne zycie dlatego tak dobrze sie roumiemy.
Przezyliśmy wiele podobnych sytuacji.
Razem dajemy sobie rade ze wszystkim, nie wyobrazamy sobie teraz zycia bez siebie.
Chociaż ciągle spotykają nas nowe przeszkody to trwamy razem, pokonujemy je i walczymy z nimi.
Owszem czasem jest ciężko ale we dwoje lżej :)

~AniolekLuckiego i Luckie
Strony: 1 ... 4 5 [6] 7 8 ... 10
Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum
car-o smoczyjezdzcy polish-rpg-server rlrpg js2210sanok